Mój koń je lepiej niż ja!
- Oliwia Kita
- 31 sty 2017
- 4 minut(y) czytania
Witam witam, dobry wieczór ☺
Myślę, że ciekawym pomysłem na jeden z wątków które poruszę na blogu będzie post poświęcony żywieniu koni. To ogromny zbór tematów i wiedzy więc na pewno jakoś logicznie go podzielę. Jednak dzisiaj tak bardziej tytułem wstępu.
Jak to w stajni
Do stajni wybrałam się dzisiaj około godziny 15:30 i jak to bywa w stajni gdzie czas szybciej leci (kto był - ten wie ;) wróciłam stamtąd całkiem niedawno, a na zegarku mam teraz 19:54.
Miałam w planach popracować z koniem "na płasko", pobawić się luźno przed jutrzejszym treningiem skokowym który mam w planie. Mój dzień w stajni jest dosyć obszerny, myślę że jak każdego właściciela konia. Nie opiera się tylko na przyjechaniu do stajni, wejściu na konia i zejściu. Czasem dziwi mnie i zastanawia zarazem tok myślenia osób, które traktują konie jako przedmiot albo jedynie "maszynę" do wygrywania albo nie daj boże przegrywania (to już skazana na straty).
Tak czy inaczej, tradycyjnie zaczęłam od przywitania się z moją Rudą Małpką, która jak się okazało pokazała dzisiaj pod siodłem rogi z powodu ogromnej, rozpierającej energii (Naprawdę nie wiem skąd się ta energia wzięła...).
Chyba każdy z Was, który posiada konia albo nawet nie... Poprostu jeździ i ma okazję zajmować się koniem - posiada własny system. System kolejności zajmowania się tymże właśnie zwierzęciem :)
U mnie wygląda to mniej więcej tak: powitanie czworonoga > zniesienie całego sprzętu przed boks > wyczyszczenie kopyt w boksie > wyprowadzenie Rudego z boksu i czyszczenie > mycie kopyt na myjce > siodłanie i kiełzanie > trening > latem często jakiś spacer po > powrót do stajni i rozsiodłanie konia > chłodzenie nóg/mycie kopyt na myjce > koń do boksu > chowanie sprzętu > szykowanie papu do wiaderek > czas dla konia (i tutaj już absolutnie wszystko wchodzi w grę...) > dopiero po wszystkich najważniejszych czynnościach wracam do domu.
I tak też było dzisiaj. W zasadzie, praktycznie zawsze funkcjonuje u mnie ten sam system. To już jest zakodowane... Jak robisz to tyle lat, to podświadomie wiesz już którą szczotkę ze skrzynki wyciągniesz najpierw żeby wyczyścić konia.
Parę słów z autopsji
Ostatnie dwa tygodnie pracy były bardzo dobre, byłam zaskoczona że tak dobrze nam się pracuje razem po długiej przerwie od treningów. Jednak nie może być wiecznie tak kolorowo... Mój koń dzisiaj postanowił bać się bata do zadu (typowy 1.10 centymetrowy bat ujeżdżeniowy) + narożniki, drągi na hali pożerały moje ponad półtonowe zwierzę.
Było co najmniej interesująco, ale nie ma tego złego. Co mogłam to "przepracowałam" i skończyłam trening. Może się wydawać, że koń jest "do przodu" przez całą jazdę, a tak naprawdę może być coś co wywołuje cały czas u niego stres. Warto się też zastanowić czy my nie stanowimy tego stresu. Co jak co, ale każdy z nas wie jak bardzo potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi strach lub równie nieokreślony nam powód stresu nagle wywołany u naszego konia. Sami nieraz jesteśmy blisko zawału gdy nasz koń "coś" zauważy strasznego i odskoczy w popłochu.
Moja złota rada: Głęboki wdech i wydech.
Koń bardzo czuje gdy jesteś spięta/y. Wiem z autopsji. Chociażby dzisiaj, był moment że już naprawdę nie rozumiałam dlaczego Rudy tak boi się narożnika hali w galopie skoro w stępie podchodzi tam sam (nie słuchając mnie przy tym..) bo wie, że w tamtym miejscu zakładamy derkę która oznacza zakończenie treningu. Niesamowicie mądre bestie są z tych zwierząt.
Uwierzcie, zamknięcie na moment oczy i ten jeden wydech spowodowały, że Kemm natychmiast oparł się na wędzidle i zwolnił, jego poziom stresu związany ze strasznym miejscem znacznie się zmniejszył. Rudy jest specyficznym koniem, bardzo "elektrycznym", ale przez to świetnym sportowcem. Jednak nieraz utrudnia to mniej lub bardziej wykonywane ćwiczenie na treningu. Tak więc ćwiczenie "Wdech i wydech" w przypadku pracy z moim koniem jest już zakodowane i oczywiste jak wynik 2+2 ;)
Tym ćwiczeniem zakończyłam dzisiejszą jazdę, osiągnęłam swój cel - koń skupił się na zadaniu i oparł się tak jak trzeba na wędzidle. Gdy tylko się to udało nie było sensu męczyć tego dalej, zsiadłam poklepałam po szyji moje zwierzę i chwilę później musiałam opędzać się z trącającego mnie końskiego nosa, który pilnie domagał się cukierka.
Mój koń je lepiej niż ja
Dzisiaj też przyjechały do nas wszystkie suplementy diety Kemm'a. Jako że musi on mieć zbilansowaną dietę, która pozwoli mu odbudować mięśnie i całą masę oraz wrócić bezpiecznie w trening - wraz z firmą Hippolyt i weterynarzem rozpisaliśmy Lolkowi dietę. Jak dostałam rozpiskę tego co mój koń musi dostawać na każdy posiłek w ciągu dnia to troszkę się za głowę złapałam. Dzisiaj spędziłam dobre 20 min na gapieniu się w telefon i ładowanie drugą ręką końskich supli do wiaderek. Dieta nie jest może tak bardzo skomplikowana, ale ma w swoim składzie dużo produktów i wymaga ciągłości. Noooo i może nieco większych wiaderek niż, te które miałam do tej pory :)))
Mam nadzieję, że to wszystko z czasem przyniesie efekty i mój koń będzie wyglądał znacznie lepiej. To tak jak z człowiekiem, 70% sylwetki którą chcemy osiągnąć stanowi dieta i poprawne odżywianie. Pozostałość to ćwiczenia. Wszystko zmierza w jak najlepszym kierunku.
Na zdjęciu część diety Lolka \/

Jutro mamy trening skokowy, mam nadzieję że będzie równie udany co poprzedni.
Wieczorem pojawi się następny post ☺

Comments